Strona główna arrow Czytelnia arrow Samo życie arrow Dzieci mówią: dość
Musisz tego posłuchać
Strona główna
Aktualności
Skrzynka intencji
Forum Duchowej Pomocy
Nasze świadectwa
Czytelnia
Galeria Sola Fide
Polecane strony
Sola Gratia
Napisz do nas
Multimedia
Zaloguj Się Wyszukaj Jeśli chcesz taki serwis
Często czytane:
Gościmy
Aktualnie jest 1 gość online
Licznik odwiedzin
odwiedzających: 2203886
Dzieci mówią: dość PDF Drukuj E-mail
Gdy ośmiolatek odbiera sobie życie – reakcją jest szok, przerażenie i ogromne poczucie winy otoczenia. Wszyscy zadają sobie  to samo pytanie : „ dlaczego?” Powody samobójstw są różne: od banalnych /zakaz pójścia na dyskotekę/ po bardzo poważne, takie jak: awantury domowe, przemoc, obojętność rodziców na problemy dziecka.

Najwięcej samobójstw notuje się w styczniu i czerwcu. Łączy się to z niepowodzeniami szkolnymi i z brakiem umiejętności radzenia sobie z ocenami niedostatecznymi. Oczywiście wini się tu na ogół szkołę, ale przecież problem jest o wiele głębszy – łączy się z brakiem oparcia w domu. Znamienny jest przykład dziesięcioletniego Marka z Poznania, dziecka dyslektycznego i nadpobudliwego, które nie mogąc sobie poradzić z narastającymi problemami w szkole popełnił samobójstwo. Czy można było temu zapobiec? Tak. Wystarczyło, by rodzice zareagowali na monity ze strony wychowawcy i pedagoga. Była szansa pomocy: ciepła rozmowa zamiast karczemnej awantury połączonej z wielkim laniem.

               Od pewnego czasu, zwłaszcza od połowy 90 lat, w Polsce mamy do czynienia z innym zjawiskiem, bardziej dramatycznym. Coraz więcej dzieci targa się na swoje życie pod wpływem depresji i stanów lękowych. Te wiążą się z brakiem stabilizacji ekonomicznej w rodzinie, którą także dzieci odczuwają dotkliwie. Jola M.- dziesięcioletnia dziewczynka uczestniczyła w debacie rodzinnej, z której dowiedziała się, że matka /jedyny żywiciel rodziny/ właśnie straciła pracę. Przebieg rozmowy musiał być na tyle dramatyczny, że dziecko postanowiło „uwolnić mamę od ciężaru” i zabić się. Jola skoczyła z czwartego piętra kamienicy. Dziecko musiało jednak przeżyć głęboką traumę, skoro w liście pożegnalnym napisało:” Nie płacz mamo, będzie więcej pieniążków na życie”.

               Do licznych samobójstw wśród ośmio-, dziewięcio- czy dziesięciolatków dochodzi w rodzinach patologicznych, niewydolnych wychowawczo lub takich, w których nikt nie interesuje się dzieckiem. Niektóre samobójstwa to rodzaj manifestacji, wołania, by zwrócić na siebie uwagę.

„Kiedy mnie już nie będzie, to może ktoś zauważy, że istniałam”- napisała w liście pożegnalnym nastolatka, która czuła się w domu jak przysłowiowe piąte koło u wozu. W domu było wszystko: samochód, komputer, kino domowe itp. Tylko nie było rodziców. Ojciec od rana do wieczora pracował, matka bywała częściej w sklepie niż w domu Dziewczyna miała problemy emocjonalne. Chciała z kimś porozmawiać, ale nie było z kim.

              Co stało się z naszymi domami? Co dzieje się z rodziną ? Bo jeśli już dzieci mówią sobie „dość”, to znaczy, że patologia w relacjach dziecko – rodzic sięgnęła zenitu. Konsumpcja, pogoń za pieniądzem, egzystencja oparta na wartościach :” mieć i być”, zbiera swoje żniwo. Puste domy, rozkład ogniska domowego, permanentny brak czasu dają efekt „krzyku ostatecznego dzieci z kluczem na szyi”. One nie chcą drogich zabawek, chcą mieć normalną rodzinę. Te najbardziej wrażliwe napiszą w zeszycie wypracowanie na temat swoich marzeń : „Najbardziej chciałbym mieć komputer, żeby na nim dużo grac w gry. Lubię grać w gry, bo wtedy nie jestem sam i nie boję się.”/ z zeszytu ucznia kl.IV szkoły podstawowej/

             Lęk, samotność, przerażenie- to jest to, co dostają dzieci współczesnych rodziców. Serce, czułość i rozmowy to towary najbardziej reglamentowane. Przeminęły wraz z dawną epoką, gdzie był czas na wspólne obiady, rozmowy, spacery i świętowanie. Dziś  mamy domy bez Boga, nadziei, bez wartości.

Tamta epoka, która budowała na religii, wierze, modlitwie bezpowrotnie odchodzi. Jej miejsce zastępuje era informacji, nowych technologii, wiedzy i pracy. A dzieci krzyczą : „dość”. I umierają.

 

 

 

 

                                                       Nauki grzechy główne             

 

Naukowe odkrycia, nauka dowodzi, nauka mówi – takie słowa przyjmuje się z pokorą i niemal bez dyskusji. Brzmią jak dogmat. Skoro tak mówią naukowcy, to znaczy, że jest to pewne i prawdziwe. Informacje o błędach, pomyłkach, a nawet kompromitacjach w świecie profesorów pomija się milczeniem lub opisuje w zawoalowanych zdaniach. A jednak wielkich kompromitacji w tym tak hermetycznym środowisku jest wiele. Kiedy prześledzimy historie owych niechlubnych upadków naukowych głów zwątpimy nieco w racjonalizm i w owo sakramentalne: „stwierdzono ponad wszelką wątpliwość”.

Wielu naukowców z prawdziwego zdarzenia na publikacje i uznanie swoich dzieł czekało nieraz bardzo długo, czasem całe życie. Przyczyna była jedna: niektóre zbyt rewolucyjne odkrycia przez lata bojkotowano tylko dlatego, że godziły w autorytety uznane wcześniej za nieomylne - w profesorów wielkich katedr i uniwersytetów. Hamowali oni postęp nauki jednym stwierdzeniem: „ to niemożliwe”. Przykładami można sypać jak z rękawa.

* Gdy w XVIII w. Antoine- Laurent de Lavoisier zaprzeczył istnieniu „flogistonu” – substancji, która wydzielana jest w trakcie spalania, a w którą bezsprzecznie i jednomyślnie wierzyli ówcześni chemicy, świat nauki uznał tę wiadomość za niedorzeczność. Nikt nie dopuszczał nawet myśli, że teoria utleniania de Lavoisiera może być prawdą. Czołowy francuski magazyn naukowy „Observations sur la Physique” uznał tę teorię za kpinę, a samego naukowca za idiotę. Trzeba było czekać wiele lat, by okazało się, że to właśnie Lavoisier miał rację.

 

W 1807 roku matematyk Jean-Baptiste Joseph de Fourier wystąpił przed Paryską Akademią Nauk z wykładem nt. przewodnictwa cieplnego w obwodzie zamkniętym, twierdząc, że każdą funkcję okresową można przedstawić w postaci nieskończonej sumy prostych funkcji okresowych /sinus i cosinus/. Cały wielki świat ówczesnych naukowców z Louisem de Lagrange, bożyszczem matematyki, sprzeciwił się temu twierdzeniu. A przecież dzisiaj trudno sobie wyobrazić matematykę i fizykę bez analizy Fouriera.

 

Pod koniec XIX wieku Wilhelm Rontgen odkrył promienie X. Kiedy przedstawił wyniki swoich badań uznano to za „sprytne oszustwo”. Podobnie było z Carlem Ludwigem Schleichem żyjącym na początku XX wieku. Opracował on metodę miejscowego znieczulenia, potwierdzając swoje badania licznymi eksperymentami. Nie przekonało to jednak nikogo. Naukowcy byli wzburzeni. Schleich tak wspomina odczytanie swojego referatu:” ..zapanowało ogólne oburzenie, które mną tak wstrząsnęło ,żebym upadł..”.

 

Kiedy Sigmunt Freud, austriacki psychiatra i neurolog opublikował swoją teorię, największe autorytety medycyny stwierdziły zgodnie, że jest obłąkany i uprawia „nowoczesną magię”. Sam Freud tak ocenił swoich oponentów: ”Ostro sprzeciwiają się, z szacunkiem chroniąc to, co już znają i w co wierzą. Zadawalają się samym odrzuceniem, zanim cokolwiek  zbadają”.

 

Ten sam dramat odrzucenia przeżył Albert Einstein, geniusz naszego stulecia, twórca teorii względności, który obalił  „wszechwiedzę Newtona”. Uznano go za marzyciela i szaleńca. Nagrodę Nobla dostał za teorię kwantową światła. Trzeba było wielu lat, by fizycy zgodzili się na teorię względności. Nikt jednak nie przepraszał Einsteina.

 

Inny dramat przeżył australijski lekarz Barry Marshall. W 1980 roku odkrył on zależność między bakteriami a występowanie wrzodów żołądka. Zakwestionował on tym samym teorię, że przyczyną wrzodów żołądka są dieta i uwarunkowania psychiczne. Po raz kolejny środowisko lekarskie zawrzało, bo przecież wiadomo było „ponad wszelką wątpliwość”, że w żołądku żadna bakteria nie przeżyje. Australijczyk jednak stał przy swoim. Odkrytą przez niego bakterię/ Heliobacter pylori/ wyśmiano i wyszydzono na stronach najbardziej poważanych medycznych periodyków. Dopiero 15 lat póżniej, w 1995 roku Marshall został za to odkrycie uhonorowany Nagrodą Lasker- Award, która wśród lekarzy ma status Nagrody Nobla. Po raz kolejny wielkie autorytety musiały ugiąć głowę.

Tak było dawniej, a jak jest dzisiaj? Dzisiaj skandal goni za skandalem. W kręgach nauki od dawna wiadomo o rozmaitych oszustwach i fałszerstwach.
 
W 1994 roku głośno było wokół doktoratu Guida Zadela z Nadreńskiego Uniwersytetu Fryderyka Wilhelma. Zadel tak manipulował doświadczeniami laboratoryjnymi, że grupa, w której pracował doszła do wniosku, iż udało się sterować przebiegiem reakcji chemicznych za pomocą silnych pól magnetycznych. Oszustwo wyszło na jaw, ale fakt ten świat nauki wolał dyskretnie przemilczeć.

Inny skandal wiąże się z nazwiskiem Cyrilla Burta. Cieszył się on do 1970 roku, a więc do swojej śmierci, sławą jednego z najlepszych angielskich psychologów. To właśnie jemu przypisywano skompromitowaną dziś teorię, że noworodki zasadniczy zrąb inteligencji dziedziczą po rodzicach, a wychowanie jest sprawą drugorzędną. Za zasługi na tym polu przyznano Burtowi tytuł szlachecki, a na Uniwersytecie College w Londynie z uznaniem wypowiadano jego nazwisko. Po śmierci uczonego zweryfikowano jego teorię. Okazało się, że fałszował on dane i naginał do swoich założeń. Jego teoria stała się największą kompromitacją w historii angielskiej nauki. Niestety, nazwisko Burta nadal figuruje w każdej większej encyklopedii.

Doprawdy nauce trudno przyznać się do winy. Czy dzisiaj jest podobnie? Wszystko na to wskazuje, bowiem historia kołem się toczy. Ostatnio obserwujemy wielki spór między kreacjonistami a ewolucjonistami. Trwa on kilka dziesięcioleci. Nikt bowiem nie śmie oficjalnie podnieść ręki na teorię ewolucji, choć jej autorytet wydaje się dość mocno nadszarpnięty. Mówili o tym w swojej książce „Zakazana archeologia” wybitni eksperci- Michael A.Cremo i Ricchard L. Thomson. Wydaje się jednak, że jeszcze trzeba wiele czasu, by wycofać się z tej dziś już „niepewnej nauki”. Może dlatego, że jest ona w każdym podręczniku podstawowej szkoły? Jest uznana i poważana. Tylko czy prawdziwa? Może za 50 lat okaże się, że jest to „największa pomyłka wszechczasów”. Na razie o tym ani mru mru. Podobnie kruszy się  teoria o milionach lat istnienia naszej planety. Coraz częściej słychać głosy, że to jednak kilka tysięcy lat, a nie miliony. No cóż - pożyjemy  zobaczymy. Póki co, nie wierzmy w naukę jak w Pana Boga. Bo może się okazać, że to właśnie Bóg istnieje. I co wtedy?

 

 

*) Artykuł został oparty na książce Luca Burgina „Irrtumer derWissenschaft” F.A.Herbig Verlagsbuchhandlung Gmb H, Munchen, 1997

Nowości
Pomyśl, że...
zoledz_1_m.jpg

Wszystkie drogi Pana są łaską i wiernością dla tych, którzy strzegą przymierza i nakazów jego - Ps. 25,10

Sonda
Jak często otrzymujesz odpowiedź na swoje modlitwy?
  
Czy Bóg jest drobiazgowy w oczekiwaniach wobec człowieka?
  
Webdesign Go3.pl