Pan jest pasterzem moimKtoś powiedział, że rodziców się nie wybiera i jeszcze kilka lat temu żałowałam, że urodziłam się w tej rodzinie. Mój ojciec był alkoholikiem, a mama miała moją siostrę, wymarzoną piękną dziewczynkę z blond loczkami i dużymi niebieskimi oczami i mojego brata, który był pierworodny. Ja miałam to nieszczęście, że byłam środkowa i do tego jak się urodziłam, to mama bardzo chorowała, co w jakiś sposób zaowocowało niechęcią do mnie.
Skrywaną, ale przez wiele lat podczas wspomnień rodzinnych, o moim rodzeństwie mówiło się ślicznie, a przy okazji mnie było wyliczanie chorób wszelkich po moim urodzeniu. Bardzo cierpiałam. Nie wiem dlaczego, ale za wszystkie nieszczęścia, jakie spadały na moją rodzinę moja mama wszelkie frustracje wyładowywała na mnie. Nie pamiętam, aby mama przytuliła mnie, powiedziała że kocha, bo zawsze - jak pamiętam - kolana mamy były zajęte przez moje rodzeństwo. Taka sytuacja spowodowała u mnie całkowitą izolację emocjonalną z moim domem. Zaczęłam trenować pływanie i miałam masę sukcesów na miarę tamtych czasów, ale nie miałam z kim dzielić radości i po prostu trofea, jakie otrzymywałam za zwycięstwa oddawałam kolegom i koleżankom. Pozostały mi jedynie dyplomy, bo te miały nazwisko i imię. Bardzo wcześnie musiałam decydować o sobie, a brak przywiązania do domu spowodował, że robiłam wszystko, aby jak najmniej w nim bywać i - jak mi się wydaje - nikomu specjalnie nie zależało na mojej obecności. Dość wcześnie poznałam smak alkoholu i jego "pozytywne" działanie. Szukałam akceptacji, miłości, wsparcia i zrozumienia… W sferze uczuć następowały kolejne porażki. Jednak coś w środku popychało mnie do zdobywania wiedzy, wykształcenia i usamodzielnienia się. I to mi się udało. W tym czasie miałam jedną miłość, która mnie nigdy nie zdradziła - ratownictwo. W tej pasji się spełniałam. Byłam odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale za życie innych. W tym samym czasie dość poważnie zachorowałam i lekarze orzekli, że to będzie cud jeśli kiedykolwiek zajdę w ciążę. I ten cud się stał jak miałam 25 lat. Jaka to była radość! Niestety, nie miałam wsparcia od męża, bo on był wychowany tak, że kobieta robi wszystko, a mąż jedynie chodzi do pracy i koniec. Niestety, był też problem z alkoholem. Wpadłam na genialny pomysł. Aby odciągnąć męża od knajpy robiłam kolacyjki i razem z nim piłam najpierw winko, potem coraz cięższe alkohole. Skutek był taki, że ja się uzależniłam, a mój mąż pił bo lubił. Zaczęły spadać kolejne nieszczęścia. Dwa poronienia. Przeżyłam to okropnie, zapijałam codziennie ból. 5 lat po pierwszym dziecku urodziłam następną dziewczynkę. Tak bardzo pragnęłam dzieci, że nie zwracałam uwagi na stan mojego zdrowia i gdy średnia miała 11 m-cy, poroniłam następne dziecko. To mnie przybiło ostatecznie. Ponieważ już byłam uzależniona, więc najlepszym lekarstwem na wszelkie dolegliwości emocjonalne był alkohol. Boże, jakie to było zgubne! Lekarze orzekli, że następna ciąża może mnie zabić. Teraz wiem, że Bogu upodobało się, abym miała jeszcze jedno dziecko. I jestem Mu bardzo za to wdzięczna, ale dopiero od 8 lat. Moje życie to było jedno wielkie piekło, ale w tym piekle urodziłam trzy wspaniałe dziewczynki, które były i są radością mojego życia. Tak jak dzieci były radością, tak Bóg był dla mnie w tamtym okresie bardzo daleką postacią niemalże astralną. W 1990 roku w listopadzie bardzo poważnie zachorowałam. Po operacji byłam na pograniczu białaczki i jedną nogą na drugiej stronie. Całe moje życie, przejścia, brak miłości i wsparcia, totalna samotność wśród wielu ludzi i świadomość, że umieram, zamiast dodać mi sił poprowadziły mnie do codziennego upijania się. Wtedy nie czułam bólu, wstydu, żalu - niczego. Jedno co mnie trzymało jakoś w ryzach, to dzieci i praca. Dbałam, aby były czyste i najedzone i abym nie zawalała w pracy. Wszystko jednak robiłam dobrze i jak najszybciej, żeby jak najszybciej się napić. To błędne koło doprowadziło mnie do trzech prób samobójczych. Bóg używał moich dzieci, by mnie odratowywały. Taka gehenna trwała aż 20 grudnia 1991 roku. Tego dnia wyszłam z domu z zamiarem pozbawienia się życia, a że byłam blisko torów kolejowych wydawało to się bardzo proste. I nagle urwał mi się film zupełnie na trzeźwo. Ocknęłam się w korytarzu gabinetów lekarskich na przeciwko drzwi z napisem psychiatra. Szok. Co ja tu robię, kto mnie przyprowadził. Drzwi się otworzyły i zaproszono mnie do gabinetu. Po chwili rozmowy starszy pan powiedział, że mam się udać do innej poradni i że tam mi pomogą. Jak automat poszłam pod wskazany adres. I tak rozpoczęłam terapię od uzależnienia alkoholowego. Dzisiaj wiem, że to Bóg kierował moimi krokami. Od 15 lat nie piję i od tamtego czasu działałam w ruchu trzeźwościowym, pomagając innym. Naprawdę wolna zostałam dopiero, gdy poznałam Jezusa. Napisałam wcześniej, że najwspanialszą rzeczą jaka spotkała mnie w życiu, to moje trzy córki i to właśnie je Bóg użył, aby przyciągnąć mnie do siebie i objawić mi swoją wielką miłość. To one pierwsze oddały swoje życie Jezusowi i to one głosiły mi dobrą nowinę. To przez nie poznawałam Boga, który z dnia na dzień był mi coraz bliższy. Pewnego dnia gdy pytałam Boga gdzie był przez moje 47 lat piekła, Bóg klatka po klatce zaczął pokazywać mi sytuacje w moim życiu, w których był bardzo blisko mnie Pokazał mi, że cały czas jak pracowałam jako ratownik i niejednokrotnie byłam pod wpływem alkoholu, ratował mnie i ludzi, za których byłam odpowiedzialna, Ze przez 37 lat mojej pracy nigdy nie miałam interwencji na moim kąpielisku. To On, Najwyższy Bóg, mimo że uważałam niejednokrotnie, że Go nie ma, był cały czas blisko mnie i niejednokrotnie wyciągał do mnie rękę, a ja nie chciałam jej chwycić. W końcu przyszedł czas i Bóg powiedział: „dosyć, teraz już Cię nie puszczę”. Od lutego 1999 roku Jezus jest moim osobistym zbawicielem i jedynym pośrednikiem u Boga Ojca przez Swojego Ducha Świętego. Moje życie nabrało innych barw, wiem że nic i nikt nie oderwie mnie od miłości Boga, że On zawsze jest przy mnie i o cokolwiek proszę Ojca w imieniu Jezusa otrzymuję. Bywa jeszcze, że niejednokrotnie Bóg dopuszcza okoliczności do mojego życia aby sprawdzić moją wierność i aby wypalić wszystko co pospolite i nieszlachetne, abym była jak złoto w ogniu wypróbowane, aby Bóg mógł się przeglądać w czystym złocie. Wiem też, że im większa próba, tym większa nagroda. Po 6- ciu latach separacji jesteśmy znowu z mężem i nigdy nie było tak wspaniale jak przez te lata. Jako ostatni oddał serce Jezusowi mój mąż. Stało się to 21 maja 2007 r. Wszelkie pokoleniowe przekleństwa zostały złamane nad moją rodziną. Koniec alkoholizmu, biedy, niedostatków. A moja mama na starość, gdy jest chora i potrzebuje stałej pomocy może liczyć tylko na mnie i dziękuję Bogu z całego serca za to, że mogę się nią opiekować, choć nie jest to łatwe. Wiem jednak, że wierny jest Bóg i każde słowo wypowiedziane przez Niego się spełnia. Tak jak powiedział przez Pawła do Efezjan. Czcij ojca swego i matkę, to jest pierwsze przykazanie z obietnicą: Aby ci się dobrze działo i abyś długo żył na ziemi. Ef. 6:2-3.Otrzymałam od Boga bardzo dużo, a ponieważ Bóg powiedział : komu wiele dano od tego wiele wymagać się będzie; i darmo dostaliście darmo dawajcie; staram się tak żyć aby moja wielka wiara nie była martwa, ale poparta uczynkami wypływającymi z wiary. Razem z mężem służymy Panu pomagając ludziom w różnych potrzebach. Najbardziej leżą nam na sercu biedne, opuszczone dzieciaki. Pan jest naszym pasterzem, Niczego nam nie braknie, Na niwach zielonych pasie nas. Nad wody spokojne prowadzi nas. I choć byśmy szli ciemną doliną zła się nie ulękniemy, bo Pan jest z nami. Ps 23. Alleluja. Chwal duszo moja Pana! Chwalić będę Pana pókim żywa. Śpiewać będę Bogu memu, dopóki żyć będę. Ps 146 |