Strona główna arrow Czytelnia arrow Zadbaj o ducha arrow Testament Jezusa
Musisz tego posłuchać
Strona główna
Aktualności
Skrzynka intencji
Forum Duchowej Pomocy
Nasze świadectwa
Czytelnia
Galeria Sola Fide
Polecane strony
Sola Gratia
Napisz do nas
Multimedia
Zaloguj Się Wyszukaj Jeśli chcesz taki serwis
Często czytane:
Gościmy
Aktualnie jest 1 gość online
Licznik odwiedzin
odwiedzających: 2206180
Testament Jezusa PDF Drukuj E-mail

Gdzie jest Miłość, tam jest Bóg – pisał Lew Tołstoj. W opowiadaniu pod tym tytułem ten nawrócony ateista streścił główne przesłanie Chrystusowych nauk. To nie zgłębianie wiedzy o Bogu, choć też istotne, jest sednem pobożności, lecz stosunek do drugiego człowieka.

Zagłębieni w Pismach żydowscy przywódcy religijni wiedzieli o Bogu bardzo dużo. Codziennie medytowali Jego nauki, dokonywali ich interpretacji, nauczali i modlili się całymi dniami. Lud cenił faryzeuszy za ich religijną skrupulatność. Wszystkim wydawało się, że ludzie ci są tak blisko Boga, tymczasem zostali przez Niego odrzuceni. Czego zabrakło w ich pobożności?

 Wyważenie wartości
„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że dajecie dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku, a zaniedbaliście tego, co ważniejsze w zakonie [prawie – dop. red.]: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności; te rzeczy należało czynić, a tamtych nie zaniedbywać”(1). Tak Bóg ocenił izraelskich przywódców, wskazując na różną wagę wartości i zagubienie przez nich tego, co najważniejsze. Uświadomił, co dla Boga jest najistotniejsze. Uczył pokory i trzymania otwartych ramion przed drugim człowiekiem. Mówił o odrodzeniu serca, a nie prowadzeniu przeintelektualizowanych dyskusji teologicznych. Gdy w nocy, w ukryciu, przyszedł do Niego Nikodem, członek Sanhedrynu, by podyskutować o prawdzie, Jezus go uprzedził, wyjawiając sedno religijności: „Musicie się na nowo narodzić”(2). Tylko wtedy będziemy umieli poruszać się między tym, co „należy czynić”, a tym, czego „nie należy zaniedbywać”. To służba jest sednem chrześcijaństwa. Najmniejszych Jezus nazywał wielkimi, błogosławił smutnym, cierpiącym, cichym, biednym. Uczył kochać drugiego, uczył pochylać się nad potrzebującym, uczył zauważać innych wokół. Tłumaczył, że nikt nie ma prawa się wywyższać, tłumił konfesyjną pychę, nie pozwalał oceniać drugiego, jego ułomności, wiary, grzechów, bo „słońce wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”(3). Jesteśmy równi. Wszelki sąd należy do Boga, nie do nas. Nie pozwalał się mścić, odrzucał religijny fanatyzm i ludzkie skłonności do karania „wierzących inaczej”(4). Sprzeciwiał się religijnej drobiazgowości, która gasi ducha służby i misji. Patrz w serce i miej serce!

Jezus był zawsze tam, gdzie Go potrzebowano. Nie dojadał, nie dosypiał, by zaspokajać podstawowe pragnienia ludzi – by ich leczyć, karmić, nauczać. Nie omijał brudnych, śmierdzących, wulgarnych. Nigdy nie był tak zakłopotany ludzką słabością, by odmówić pomocy. Wciąż stawiał człowieka w centrum – to on i jego potrzeby były najważniejsze. I nie miało znaczenia pochodzenie, wyznanie, klasa społeczna. Tak postępujcie, aby widząc wasze uczynki, chwalili Ojca w niebie(5), mówił, bo celem działania chrześcijanina jest zawsze wywyższenie Boga, a nie siebie samego.

Miłosierny jak wróg
Tym poprawnym do bólu faryzeuszom, którzy w swym samozadowoleniu zagubili zrozumienie Boga, Jezus rzucił wielkie oskarżenie, kiedy opowiedział historię o miłosiernym Samarytaninie(6). To oskarżenie dotyczy wszelkich zapatrzonych w siebie konfesji, które potrafią dzielić włos na czworo, a ludzi na braci i resztę. I choć w pierwszej kolejności należy „czynić dobrze domownikom wiary”(7), to Jezus podkreślał, że wszyscy jesteśmy braćmi – dziećmi jednego Boga.

Pytanie: „Kto jest bliźnim moim?” było przyczyną niekończących się dysput między Izraelitami. Jedno było dla nich pewne: bliźnim nie jest Samarytanin. Ten był jak pies, diabelski pomiot, odstępca, kundel. Nie podaliby mu ręki owi wybrańcy, święci, doskonali. Nie mówiąc o udzieleniu jakiejkolwiek pomocy. Kontakt z Samarytaninem był hańbą. To wróg, tak jak wszyscy poganie. Ale doskonalący się w swej religijności i odcinający od wszelkiej „nieczystości” Żydzi mieli problem, gdzie przebiega granica we własnym narodzie: kogo rabin, starszy i kapłan ma uważać za bliźniego, czy za takiego może uchodzić „nieczysty” Żyd (np. nieświadomy do końca wzniosłości ceremonii lub niezwracający bacznej uwagi na liturgię)? Jezus dał prostą odpowiedź.

Na pustynnej, skalistej drodze prowadzącej z Jerozolimy do Jerycha napadnięto podróżnego. Bandyci obrabowali go, dotkliwie zranili i zostawili „na pół umarłego”. Przechodzący tą samą drogą żydowski kapłan „zobaczywszy go, przeszedł mimo”. Pozostawił konającego na pewną śmierć, bo pomagając mu, narażał się na rytualne zanieczyszczenie przez kontakt z jego krwią. Podobnie uczynił idący tamtędy lewita, inny izraelski wybraniec, potomek Lewiego, odłączony przecież przez samego Boga do służby świątynnej. Niewykluczone, że obaj wracali ze świątyni, gdzie przed chwilą uczestniczyli w nabożeństwie i chwalili Pana. Byli „uświęceni”, dlatego zajęcie się zakrwawionym, leżącym przy drodze obcym człowiekiem uważali za rzecz uwłaczającą ich godności. Teraz? – zadawali się tłumaczyć. – Nie, jest na to inny czas... a właściwie to są od tego inni ludzie.

Tą samą drogą podróżował Samarytanin. Kiedy dojrzał cierpiącego, skrzywdzonego człowieka, prawdopodobnie Izraelitę, nie zawahał się i udzielił mu pomocy. Pełen współczucia opatrzył jego rany, zawiózł do gospody i zapłacił za opiekę nad nim. Mimo świadomości, że gdyby to on znalazł się w takiej sytaucji, być może człowiek, którego właśnie uratował, nawet by na niego, kundla, nie spojrzał. Ale Samarytanin nie kalkulował, nie pytał samego siebie, czy warto to robić, po prostu zdjęty litością ratował drugiemu życie. Kapłan i lewita byli w swym mniemaniu pobożni, ale to Samarytanin okazał się człowiekiem prawdziwie nawróconym, czynem dowiódł, że żyje w zgodzie z Bogiem.

Bliźni to nie tylko ktoś, kto należy do tego samego Kościoła lub jest tego samego wyznania. Nie ma tu mowy o narodowej czy klasowej różnicy. Każdy, kto potrzebuje naszej pomocy, jest naszym bliźnim! Bliźnim jest każdy, bo każdy jest własnością Boga. Samarytanin wypełnił przykazanie: będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Okazał sprawiedliwość i pobożność, jakiej nie posiadali ci, którzy go potępiali.

Współczesny „naród wybrany” nie jest wcale lepszy od kapłana i lewity. Chrześcijanie potrafią skrupulatnie wypełniać religijne, obrzędowe obowiązki, przestrzegać najdrobniejszych zaleceń, wypełniać swe życie liturgią, „uświęcać się” stałą obecnością w kościele, a pozostawać ślepymi na potrzeby i ból drugiego człowieka. Albo ograniczać swe „miłosierdzie” do braci i sióstr swojego wyznania. Dziś chrześcijańskich denominacji jest bez liku. Niewielkie ma to znaczenie. Możemy twierdzić, że jesteśmy naśladowcami Chrystusa, że wierzymy każdej prawdzie przez Niego nauczanej, ale to bliźniemu nie pomoże, jeśli nie uczynimy naszej wiary praktyką życia i nie wpleciemy jej w codzienne sprawy. Nasze oświadczenia mogą sięgać nieba, ale to dobry przykład czyni cuda, a nie deklaracje.

Kiedy, Panie?
Podstawą świętości jest miłość. Nie można mieć kontaktu z Bogiem, jeśli nie zetknęło się z ludźmi. „Albowiem dałem wam przykład – mówił Jezus i nadal mówi to samo do swoich uczniów – byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem”(8). Służcie innym, jak Ja służyłem, pomagajcie, karmcie, płaczcie z płaczącymi i radujcie się z cieszącymi, opatrujcie ich rany, nauczajcie, dzielcie się tym, co macie, bądźcie życzliwi ludziom. „Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem”(9). Często jesteśmy nazbyt skrupulatni we wszystkich innych przykazaniach, a o tym jakbyśmy zapominali... A przecież to „po tym poznają, żeście uczniami moimi”(10). To pieczęć Chrystusowego testamentu! I tę pieczęć Chrystus zerwie w dniu sądu, by zajrzeć z nami w nasze dusze(11). To do naszego stosunku do drugiego człowieka będzie się odwoływał, zasiadając „na tronie swej chwały”. I kiedy „będą zgromadzone przed nim wszystkie narody, i odłączy jedne od drugich”, ci po prawicy usłyszą: „Pójdźcie błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata”. I co ciekawe, Jezus nie uzasadnia swej decyzji teologiczną poprawnością wiernych (co zapewne było przywilejem kapłana i lewity), lecz pobożnością serca (co wykazał w swym postępowaniu Samarytanin, wyznawca błędnej liturgii): „Albowiem łaknąłem, a daliście mi jeść, pragnąłem, a daliście mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście mnie, byłem nagi, a przyodzialiście mnie, byłem chory, a odwiedzaliście mnie, byłem w więzieniu, a przychodziliście do mnie”. Ale najciekawsza w tej opowiedzianej przez Jezusa historii jest reakcja zbawionych: Panie, kiedy my tak Ci uczyniliśmy? I Jezus odpowiada: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście”. Okazuje się, że prawdziwi uczniowie Jezusa byli wręcz nieświadomi czynionego dobra. Nie pomagali innym z wyrachowania, nie oczekiwali zapłaty w postaci zbawienia, nie gromadzili swych uczynków, by szafować nimi na sądzie. Czynili to w sposób naturalny, tak jak naturalnie się oddycha. Rozsiewali dobro wokół bez dawkowania i kontroli, bez wywyższania się, bez patrzenia na korzyści. Byli wręcz zaskoczeni Chrystusowym werdyktem. Tak działa nawrócony człowiek, narodzony z Ducha(12).

Podobne pytania zadali Chrystusowi ci po lewicy, gdy skierował w ich stronę gorzkie słowa: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, (...) albowiem łaknąłem, a nie daliście mi jeść...”. Zdawali się krzyczeć: Panie, ale kiedy u nas byłeś, a my Cię odrzuciliśmy? I usłyszeli tę samą odpowiedź: „Czegokolwiek nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, i mnie nie uczyniliście”. 
Jak mocno Bóg utożsamia się z człowiekiem!

Czekając na Chrystusa
Stary szewc Marcin(13) pragnął zobaczyć Chrystusa. Kiedy zasnął, usłyszał głos: Marcinie, rozejrzyj się jutro na ulicy, tam ci się ukażę. Cały następny dzień staruszek spędził w oknie, wyglądając Gościa. Czy On naprawdę przyjdzie? Czy nie za dużo oczekuję? Ale przecież nie takie rzeczy się już zdarzały – rozmyślał. Czekając na Chrystusa, Marcin zauważył na ulicy zmarzniętego starca z miotłą. Zaprosił go na herbatę i pozwolił ogrzać się przy kominku. Potem zaprosił wdowę po żołnierzu, która próbowała otulić dziecko jakąś starą szmatą, i podzielił się z nią posiłkiem. Przyprowadził też kobietę sprzedającą jabłka i chłopca, który próbował jej ukraść owoce. Wspólna rozmowa uśmierzyła gniew kobiety i zawstydziła chłopca, który postanowił pomóc jej dźwigać kosz. I tak nadszedł wieczór. Dzień dobiega końca, a On się nie ukazał; musiało mi się przyśnić – pomyślał stary szewc. Ale za chwilę przed oczami pojawił się mu mężczyzna z miotłą, a w uszach zabrzmiał głos: Marcinie, nie poznajesz Mnie? To Ja. Za moment zjawiła się postać wdowy i dał się słyszeć głos: To też byłem Ja. Potem Marcin zobaczył kobietę z koszem jabłek i ponownie usłyszał: To także Ja.

Wtedy stary szewc pojął podstawową prawdę: Bóg jest blisko nas, w osobach innych ludzi. Nasz stosunek do bliźniego wyraża nasz stosunek do Boga. Pomagając innym, służymy Chrystusowi; lekceważąc innych, wzgardzamy samym Bogiem.

Cymbał brzmiący
Bóg jest miłością, jak napisał apostoł Jan. Ale Bóg jest też prawością i sprawiedliwością. Chrystus oddał swe życie za prawdę, bo jest Prawdą i Drogą, i Życiem(14). Dlatego prawdy nie można lekceważyć. Dlatego biblijne zasady wiary są niezmienne, wieczne i dobre – jak napisano (15). One opisują nam Boga. Dlatego stanie na straży czystości wiary, która przecież – jak nauczali apostołowie – jest jedna(16), to wielki przywilej i wielka odpowiedzialność. Ale też niebezpieczeństwo. To wyróżnienie zamiast zaprowadzić uczonych w Piśmie na wyżyny niebios, sprowadziło ich do duchowego grobu. Zapatrzeni w siebie, liturgię i reguły, nie zauważali już Boga. Religia i jej przepisy stały się bogiem samym w sobie. Tak dalece zbłądzili, że nie byli w stanie przyjąć Mesjasza, na którego czekali przecież tyle lat! Miejsce pokory zajęła pycha. Pycha konfesyjna, narodowa, klasowa... Apostoł Paweł napisał przepiękny hymn o istocie pobożności: „Choćbym mówił językami anielskimi, a miłości bym nie miał, byłbym miedzią dźwięczącą lub cymbałem brzmiącym. I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I choćbym rozdał całe mienie swoje, i choćbym ciało swoje wydał na spalenie, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże”(17). Bez miłości i otwarcia się na drugiego człowieka nawet najgłębsza wiara nie ma znaczenia. Można obfitować w dary Ducha, posiadać całą biblijną wiedzę, a nawet udzielać się charytatywnie („A wszystkie uczynki swoje pełnią, bo chcą, aby ich ludzie widzieli”)(18) i pozostawać cymbałem brzmiącym. Bo bywa, że poznanie nadyma. Lecz miłość zawsze buduje. Nie zazdrości, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego, wszystko zakrywa, wszystko znosi i nigdy nie ustaje(19). Bez tego doktrynalna skrupulatność staje się przekleństwem, takim samym, jakie ściągnęli na siebie faryzeusze – żydowscy pobożnisie o wyniosłych sercach.

Testament Jezusa można streścić w jednym zdaniu, Jego autorstwa oczywiście: „Bądźcie wy tedy doskonali, jak Ojciec wasz niebieski doskonały jest”(20). Jak wielu chrześcijan próbuje stosować te słowa bez zwrócenia uwagi na kontekst, w jakim padają. Jak wielu z nas zaczyna się wpatrywać w siebie i albo załamani szybko kończymy zmaganie z grzechem, albo szlifujemy swój charakter krok po kroczku, stając się perfekcjonistami zamkniętymi w skorupie nieprzychylności wobec „grzeszników i celników”. Uporczywe doskonalenie zawsze prowadzi do formalizmu, krytykanctwa i nieżyczliwości. Prowadzi nad przepaść samowywyższenia, fanatyzmu i zamknięcia się na głos Boga. Czy o takiej doskonałości mówił Jezus?

Przepiękne i mądre słowa Chrystusa, dotyczące samego sedna chrześcijaństwa, padają w kontekście nauki o miłości bliźniego. Co więcej – miłości wobec wrogów. Jeśli stać was na dobro tylko wobec własnych braci, cóż osobliwego czynicie? – pytał retorycznie Jezus i dodawał, że każdy, i dobry, i zły, jest dzieckiem Bożym. – Miłujcie nieprzyjaciół i błogosławcie tych, którzy was przeklinają. Czyńcie dobro tym, którzy was nienawidzą.

Jezusowe wezwanie do doskonałości to nic innego jak wezwanie do miłosierdzia. Dlatego w innym miejscu te same słowa Nauczyciela zostały oddane wprost: „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz”(21). Oto, co znaczy czcić Ojca w Duchu i w prawdzie. Bo jeśli jest Duch, a nie ma prawdy, to przecież Duch „wprowadzi we wszelką prawdę”(22) i pomoże zejść z bezdroży doktrynalnej pomyłki. Ale jeśli temu, który zna prawdę, zabraknie Ducha, to taki chrześcijanin stoi nad przepaścią. Do niego Chrystus kieruje ostre słowa napomnienia: „Ponieważ mówisz: Bogaty jestem (...) i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły, radzę ci, abyś nabył u mnie (...) maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał”(23).

„Takie jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem”(24). Smutne to, że tak trudno chrześcijanom zrealizować testament Jezusa.

 

K.S.

1. Mt 23,23

2. J 3,7

3. Mt 5,45

4. Łk 9,51-56

5. Mt 5,16

6. Łk 10,29-37

7. Ga 6,10

8. J 13,15

9. Tamże w.34

10. Tamże w.35

11. Mt 25, 31-46

12. J 3,5

13. Bohater opowiadania Lwa Tołstoja pt. „Gdzie jest Miłość, tam jest Bóg”.

14. J 14,6

15. Ps 111,7-8; Ps 119,172; Mt 5,17-19; Rz 7,12

16. Ef 4,5

17. I Kor 13,1-3

18. Mt 23,5

19. I Kor 13,4-8

20. Mt 5,48

21. Łk 6,36

22. J 16,13

23. Ap 3,17-18

24. J 15,2

 

 


Nowości
Pomyśl, że...
copyright_foto-otwarty-pl__2352.jpg

Zrzuć na Pana brzemię swoje, a On cię podtrzyma! On nie dopuści, by na zawsze zachwiał się sprawiedliwy - Ps. 55,23

Sonda
Jak często otrzymujesz odpowiedź na swoje modlitwy?
  
Czy Bóg jest drobiazgowy w oczekiwaniach wobec człowieka?
  
Webdesign Go3.pl