Podniosłam białą flagę
Przyszłam na świat w protestanckiej rodzinie. Każdego tygodnia chodziłam z rodzicami do kościoła. Jednak, choć wychowywana w duchu pobożności, długo nie rozumiałam, że potrzebowałam narodzić się na nowo. Będąc nastolatką zaczęłam dostrzegać, że zbawienia nie zapewnia przynależność do kościoła... że potrzebuję osobistych relacji z Bogiem. Ponieważ byłam „inna”, często zadawano mi doktrynalne pytania, na które niełatwo było mi odpowiedzieć. Zaczęłam więc na potrzeby tych dyskusji studiować Pismo Święte – a tym samym nieświadomie poznawać Zbawiciela.
W 1991 podczas Festiwalu Muzyki Religijnej, poruszona chrześcijańskim musicalem pt.: „Biała Flaga”, przeżyłam cudowne chwile. Dreszcz emocji, wzruszenie, płacz i radość. Odczułam moc całkowitego przebaczenia. To było moje nawrócenie. W swoim sercu podniosłam białą flagę dla Jezusa. Zapragnęłam żyć inaczej. Godnie i pobożnie. Pragnęłam poddawać Bogu każdą myśl, pozwolić Mu podejmować decyzje w moim życiu, pozwolić Mu żyć we mnie… Zafascynowana Bożą dobrocią i łaską, tego roku wyznałam Chrystusa i zostałam zanurzona w wodach Rychnowskiego jeziora. Po chrzcie, choć przybywało mi teologicznej wiedzy, nie potrafiłam stale chodzić z Jezusem. Nie wiedziałam w jaki sposób mogę poddawać się Duchowi Świętemu, a On miał ze mną „orkę na ugorze”. Powoli, ale cierpliwie, wykonywał jednak swoją pracę, aby mnie przekształcać... Nadal nie byłam świadoma swego beznadziejnego stanu… Nie rozumiałam czym naprawdę jest grzech… Moje serce, choć zostało skruszone, to jednak pragnęło służyć Bogu po swojemu. Nie było w nim rezygnacji z własnego „ja”.
Przełomem w moim duchowym życiu było zrozumienie podobieństwa o mądrych i głupich pannach, wypowiedzianego przez samego Jezusa. Ogarnęło mnie przerażenie, bo stwierdziłam, że jestem głupią panną! Uświadomiłam sobie, że nie zabiegam o Ducha Świętego, który by przemienił mój charakter na podobieństwo Jezusa… Może to dziwne, ale przez całe lata nie wiedziałam, że Pan chce przemienić mój charakter; nie rozumiałam, że konsekwencją przebywania z Jezusem jest przynoszenie owocu...Nie miałam pojęcia o potrzebie uświęcenia w życiu chrześcijańskim… Słowa Jezusa z Ew. Jana 15: „Kto trwa we mnie ten wydaje wiele owocu” nabrały nowego znaczenia. Nie miałam owocu Ducha, bo nie miałam prawdziwej społeczności z Jezusem i Duchem Świętym… Ja nie miałam tak naprawdę Jezusa... On nie był dla mnie WSZYSTKIM…. Teraz poznawałam prawdę o sobie. Pan otworzył mi oczy, dzięki czemu spojrzałam na siebie oczami Boga… Przestałam wreszcie usprawiedliwiać słabości swojego charakteru, jak brak cierpliwości, gniew, złość... zaczęłam grzechy nazywać po imieniu. Uczyłam się na nowo, co to znaczy naśladować Jezusa… Golgota nabrała nowego znaczenia. Pojawiło się mocne pragnienie cichego i pokornego serca… Częściej płakałam, częściej modliłam się, częściej pościłam. Docierała do mnie Boża Prawda - „Chrystus w was - nadzieja chwały” Kol. 1, 27.
Dziś Pan pomaga mi panować nad pragnieniami i uczuciami. Daje nowe myśli, nowe motywacje, zainteresowania, nowy gust i smak… daje nowe serce! Doświadczam wreszcie pokoju Bożego, którego nigdy wcześniej nie znałam… Pan daje mi radość i miłość do ludzi. Daje chęć niesienia poselstwa zbawienia tym, którzy żyją bez nadziei. Uczy co to znaczy umierać dla grzechu… Maluje szczery uśmiech na mojej twarzy. Podoba mi się to co Pan ze mną czyni. Mój mąż, dzięki Bożemu działaniu we mnie, ma nową żonę, która rozumie czym jest uległość i pokora. Choć nadal często padam u stóp Jezusa z powodu moich niedoskonałości i błędów, to dziękuję Mu za ślad, który zawsze stawia przede mną. Dziękuję Mu za pozostawienie klucza do zwycięskiego życia chrześcijańskiego jaki został mi dany – poddawanie swojej woli Bogu. Dziękuję za mojego męża, bo to przy jego boku Pan mnie kształtuje. Dziękuję, że uczy mnie kochać Jego miłością… Każdego poranka chcę podnosić białą flagę dla mojego Pana …opuszczać moją dumę, pychę... chcę być zawsze po Jego stronie, po Bożej stronie... |