„Byli kamienowani, paleni, przerzynani piłą, zabijani mieczem, błąkali się w owczych i kozich skórach, wyzuci ze wszystkiego, uciskani, poniewierani; (...) tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi”1.
O kim pisze apostoł Paweł? Czy tylko o męczennikach Starego Testamentu? Nie tylko. Paweł pisze o bohaterach wiary. Wybiega myślą w przód. Widzi opływające krwią dzieje chrześcijaństwa. Widzi Kościół prześladujący i Kościół prześladowany. Kościół kompromisu i Kościół „ukryty na pustyni”2. Pisze o ciemnych wiekach średniowiecza, o wiernych zamęczonych na śmierć, o tych, którzy „doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów i więzienia”. O tych, „których świat nie był godny”, którzy uznali „hańbę Chrystusową za większe bogactwo”3 niż przywileje tego świata. „Bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością?”4. Dlaczego...? Dlaczego Kain prześladował brata swego Abla? — pyta autor książki Bohaterowie wiary5. „Ponieważ uczynki jego były złe, a uczynki brata jego sprawiedliwe”6 — odpowiada apostoł Jan. Z tego samego powodu przywódcy Kościoła Starego Testamentu prześladowali proroków i mędrców posyłanych do nich przez Boga. I tak obciążyła ich „cała sprawiedliwa krew przelana na ziemi — od krwi sprawiedliwego Abla aż do krwi Zachariasza”7. Dlatego Herod zamknął usta Janowi Chrzcicielowi. Dlatego w końcu kapłani wydali na śmierć Jezusa. I taki sam los, z tego samego powodu, miał czekać Jego naśladowców: „Wydawać was będą na udrękę i zabijać was będą, i wszystkie narody pałać będą nienawiścią do was dla imienia mego”8 — przewidywał Jezus. Bezkompromisowi naśladowcy Chrystusa mieli przejść taką samą drogę szyderstw, upokorzeń i cierpień, jaką przeszedł ich Mistrz. Tak jak przeciw Zbawicielowi wystąpił własny naród, tak przeciwko chrześcijanom mieli wystąpić chrześcijanie9. „Spomiędzy was samych powstaną mężowie mówiący rzeczy przewrotne”10 — prorokował apostoł Paweł o wilkach drapieżnych, które nie oszczędzą trzody. „Przeto czuwajcie”11 — apelował. Ale Kościół nie czuwał. Gdy na arenach przestała się lać krew wyznawców, zaczęły lśnić kościelne ornaty. Upaństwowione chrześcijaństwo bogaciło się i rządziło Europą. W końcu swą władzę rozciągnęło na ludzkie sumienia. Nauka Kościoła zaczęła tracić swą pierwotną czystość i moc. Nastały mroczne wieki średniowiecza. „Historia panującego chrześcijaństwa jest rejestrem ostrych teologicznych sporów, nierzadko krwawych walk — pisze historyk Kościoła Władysław Polok. — Zawiera sprawozdanie o wprost nieprawdopodobnej działalności na rzecz zapewnienia sobie panowania”12. To i tak jedna z łagodniejszych opinii historyków. Ale w końcu Kościołem zaczęły wstrząsać głosy protestu. Uczciwi i skromni księża i teolodzy nie mogli dłużej znosić takiego sponiewierania Pisma Świętego. Pojawiły się żądania powrotu do biblijnych źródeł, ukrócenia kościelnego przepychu. Wiklif, Hus, Luter, Zwingli, Kalwin... Przez Europę przetoczyła się reformacja. Ale oni nie byli pierwszymi, którzy wołali o sprawiedliwość. Nie byli też pierwszymi, którym zamykano usta. Chrześcijaństwo z gór i jaskiń, płonących stosów i więziennych lochów tworzy „niewiarygodną kronikę bohaterskiej pracy ewangelizacyjnej, prowadzonej dla zbawienia tych, którzy pozostali bez nadziei. Kościół ten nie usiłował — tak jak jego wrogowie — narzucać swych poglądów przy pomocy prawa państwowego”13. W duchowych mrokach, które na wiele stuleci spowiły ziemię, światło nigdy nie zgasło. W wielu miejscach działały grupy chrześcijan wyżywające wiarę zgodnie z jej pierwotną czystością. Byli to, jak pisze Władysław Polok, prawdziwi spadkobiercy chrześcijaństwa apostolskiego. To oni byli tym łącznikiem między Kościołem ewangelii a Kościołem reformacji. Nauczyciele z piemonckich dolin, waldensi, o których świat zapomniał, wypełniają najjaśniejsze strony religijnej historii.
Alpejski łącznik W dolinach alpejskich północnych Włoszech i południowej Francji chrześcijanie szukali schronienia jeszcze w czasach prześladowania w II-IV wieku ze strony Cesarstwa Rzymskiego. „Dawało im to nie tylko możliwości przetrwania prześladowań, ale zachowania pewnej niezależności od tego chrześcijaństwa, które rozpoczęło iść drogą kompromisu. Stąd zbory w piemonckich dolinach mają długą tradycję niezależności i wyznawania ewangelicznych zasad”14. W co wierzyli waldensi, jak pogardliwie nazywali ich przeciwnicy (słowo „waldensi” znaczy ‘mężowie dolin’)? Przede wszystkim swą wiarę opierali na autorytecie Pisma Świętego, a nie ludzi. W założonej przez siebie szkole, na zboczach gór w Torre del Pra, przy kamiennych stołach przepisywali biblijne księgi, które następnie ich misjonarze z narażeniem życia roznosili daleko poza granice Alp. Przestrzegali dziesięciu przykazań w biblijnej wersji z sobotą, siódmym dniem tygodnia, jako dniem świętym15. W kwestii zbawienia polegali wyłącznie na łasce Bożej i zasługach Chrystusa16. Nie modlili się do żadnych pośredników, lecz zwracali się bezpośrednio do Jezusa17. Obrzędy (m.in. komunia) miały charakter pamiątkowy18. Uznawali biblijną ideę kapłaństwa wszystkich wierzących (nie było podziału na laikat i duchowieństwo)19. Spowiadali się jedynie Bogu20. Żyli życiem skromnym i wysoce moralnym. W sali wykładowej mieszczącej się w górskiej grocie kształcili kaznodziejów i lekarzy. Jak pisze historyk waldensów, Guy Teofilo, posiadali wszystkie sekrety sztuki medycznej, a szczególne doświadczenie mieli w chirurgii21. Głoszenie ewangelii często łączyli z odwiedzaniem chorych. Wielkie znaczenie przywiązywali do śpiewu i muzyki. Z odpisami ewangelii byli wysyłani w świat jako trubadurzy, lekarze i kupcy. Gdy natrafiali na podatny grunt, opowiadali o Bogu miłości, dokonanym odkupieniu „darmo, z łaski”. Tłumili strach, który w ludzkich sercach siała średniowieczna wizja piekła i mściwego Sędziego. Gdy pod wrażeniem wykonywanej przez waldezjańskich misjonarzy pieśni o bogatym młodzieńcu przystąpił do nich w drugiej połowie XII wieku bogaty kupiec, Piotr z Lyonu, misja ewangelii nabrała rozpędu22. Piotr, który otrzymał później przydomek Waldo23, okazał się bardzo zdolnym menadżerem, wsparł też działalność waldensów finansowo. To jednak wywołało opór kościelnej hierarchii. Biskup Lyonu wyklął Piotra. Jego naśladowcy zostali wypędzeni z miasta. Gdy na początku XIII wieku powołano inkwizycję, rozpoczęły się masowe prześladowania waldensów. Usiłowano ich podporządkować lub zniszczyć. Powoli wypierano misjonarzy z piemonckich dolin, rujnując ich skromny dobytek i niszcząc uprawne pola. Ci, którzy chcieli zachować wiarę „raz na zawsze przekazaną świętym”24, ratowali się ucieczką w góry, gdzie w pieczarach i jaskiniach szukali schronienia. W niedostępnych kryjówkach alpejskich ta — rzec można — resztka apostolska znalazła dom. Tam dalej pracowali, mozolnie przepisując Biblię, której tłumaczenie i rozpowszechnianie było zakazane przez Kościół. Ta górska forteca długo była miejscem azylu dla Bożego ludu, pozwalając, by w spowitej mrokiem Europie świeciła pochodnia prawdy. Kiedy pochodnię tę zaczęła mocniej rozpalać XVI-wieczna reformacja, światło waldensów zostało w okrutny sposób zgaszone. Kontakty misjonarzy z reformatorami ponownie zwróciły na nich uwagę Kościoła. Nastał kwiecień 1655 roku, który historia nazwała „krwawą Wielkanocą”. 18-tysięczna armia wyruszyła w Alpy i rozpoczęła masakrę waldensów. Otoczono La Torre. Ci, którzy zdołali uciec w wyższe partie Alp, byli tropieni, wywlekani z jaskiń i strącani w przepaść. Góra Casteluzzo stała się pomnikiem męczeństwa waldensów. Świat został wstrząśnięty. Przez Europę przelała się fala protestów. Kościoły protestanckie pościły i modliły się w intencji mieszkańców alpejskich dolin. Oliver Cromwell wyznaczył dzień postu obchodzony w całej Anglii. W Alpy wysłał swego przedstawiciela, by wykonał dokumentację zbrodni. Morland natrafił na dolinę kości i spisał przerażające opowieści kalekich ludzi o mordach i torturach. Pod wpływem oburzenia protestanckiego świata akcje militarne przeciw waldensom ustały i ocalałym pozwolono wrócić do wierzeń bez obawy utraty życia. Ale wolnością cieszyli się zaledwie trzydzieści parę lat. Po odwołaniu edyktu nantejskiego25 przystąpiono do likwidacji waldensów. Zginęły tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci. Resztkom, które zdołały przeprawić się przez Alpy do Szwajcarii, pozwolono zamieszkać w tamtejszych kantonach.
Nieugaszona pochodnia wiary Waldensi nie byli jedynym ruchem krwawo stłumionym przez „chrześcijańskich” władców. Na południu Francji podobnie rozprawiono się z albigensami — innym głosem protestu przeciw korupcji duchowieństwa i kompromisom wiary. Ten silny ruch chrześcijańskiej odnowy odważył się głosić, że zbawienie można znaleźć poza oficjalnym Kościołem. Na skutki nie trzeba było długo czekać. W 1207 roku zorganizowano przeciw nim potężną krucjatę, wysyłając 20 tys. konnych jeźdźców i 200 tys. piechoty. Południowa Francja spłynęła krwią — w ciągu 20 lat wymordowano od 20 do 40 tys. ludzi i splądrowano cały region. W połowie XIII wieku albigensi zostali wytępieni. „Byli nie tylko głęboko wierzącymi ludźmi, ale i dobrymi rzemieślnikami i wzorowymi obywatelami. Kwitnąca gospodarka tej części Francji po ich stracie długo nie mogła odzyskać swojego pierwotnego znaczenia”26. W XIV-wiecznej Anglii daje się słyszeć głos wybitnego teologa, myśliciela i kaznodziei, Jana Wiklifa. Doctor Evangelicus, jak nazwali go jego uczniowie, niezmordowanie walczył z nadużyciami kleru. Otwarcie mówił o nieomylności Pisma Świętego i zbawieniu przez wiarę w Chrystusa. Domagał się reformy chrześcijaństwa przez potępienie tradycji kościelnej „prawem ewangelii”27. Dał Anglikom Biblię w ich własnym języku, ale wkrótce zabroniono ją czytać, a on sam został potępiony. Choć Wiklifa nie zdołano zamęczyć — zmarł śmiercią naturalną (mimo bulli nakazującej uwięzienie „heretyka”) — po 40 latach od jego śmierci Kościół dokonał zemsty. Wykopano jego kości, spalono je, a proch wrzucono do rzeki. Po Wiklifie miał nie zostać żaden ślad. Ale głos pierwszego reformatora nie umilkł. Jego uczniowie, zwani lollardami, ewangelizowali kraj z odpisami Biblii w ręku. Jednak nie cieszyli się długo swobodą. Pod naciskiem Kościoła radni Oxfordu wypędzili ich z miasta, a wkrótce parlament uchwalił prawo skazujące za tzw. herezję na stos. Wielu zwolenników Wiklifa aresztowano. Z powodu tej samej „herezji” zginął półtora wieku później inny Anglik — William Tyndale. Za to, że przetłumaczył na język narodowy Biblię i walczył o jej udostępnienie wiernym, prawie półtora roku go więziono i torturowano, w końcu uduszono, a martwe ciało spalono na stosie. Czeski reformator Jan Hus, do którego w XV wieku dotarły idee Wiklifa, zginął w obronie biblijnej wiary na stosie. Jako duchowny, przeżywał wewnętrzny konflikt: chciał walczyć przeciw nadużyciom kleru, ale nie przeciw Kościołowi. Czuł się zmuszony do posłuszeństwa Kościołowi jako instytucji nieomylnej, ale to oznaczało nieposłuszeństwo ewangelii. W końcu doszedł do przekonania, że to Bóg mówiący w Biblii, a nie Kościół przemawiający przez kapłanów jest nieomylnym przewodnikiem. Wolności jego sumienia nie zdołały zdławić nawet płomienie. W tym samym czasie we Włoszech przeciw demoralizacji tak kleru, jak i zwykłych ludzi występował zakonnik Girolamo Savonarola. Jego nawołujące do opamiętania przemówienia przypadły na czas pontyfikatu rozwiązłego Rodriga Borgii. Savonarola szybko został więc ekskomunikowany i aresztowany. Przez tydzień go torturowano. 24 razy na dobę podciągano jego ciało na linach i z całym impetem spuszczano w dół, niemalże wyłamując stawy. Wyrok śmierci był wybawieniem. Savonarolę skazano na powieszenie za głoszenie „heretyckich” nauk: usprawiedliwienia z wiary, nieskuteczności odpustów, bezużyteczności usznej spowiedzi, nieoddawania czci obrazom i udzielania komunii pod dwiema postaciami. A przecież tych „herezji” nauczali sami apostołowie! Krew na rękach protestantów
XVI-wieczna reformacja rozpaliła światło i zakończyła erę wszechwładzy Kościoła w Europie. Ale do pełnego blasku ewangelii było jeszcze daleko. Luter, Zwingli, Kalwin, choć świat zawdzięcza im bardzo dużo, byli mężami „połowy drogi”, a ich Kościoły, gdy stały się państwowymi, przejawiały podobnego ducha nietolerancji wobec bardziej radykalnych reform. Część wyznawców Kościoła reformowanego w Szwajcarii domagała się całkowitego zerwania ze średniowieczną tradycją. Chcieli wiernie naśladować Kościół z pierwszego stulecia, przywracając resztę biblijnych zasad. Przede wszystkim zwrócili uwagę na chrzest dorosłych przez zanurzenie. Stąd zaczęto ich pogardliwie nazywać anabaptystami, czyli tymi, którzy się na nowo chrzczą. Jeśli „tylko Biblia”28, to cała Biblia — powtarzali. Choć tworzyli dość zróżnicowany ruch, większość głosiła powrót do prostej liturgii, rozdział Kościoła od państwa i tolerancję religijną. Uznawali równość wszystkich ludzi, dlatego tworzyli wspólnoty dóbr na wzór apostolskich zborów. Niektórzy święcili sobotę. Ich codzienne życie charakteryzował wysoki poziom moralny. Gdy w 1526 roku rozpoczęły się pierwsze ceremonie chrztu w wieku dojrzałym, protestancka Rada Zurychu zarządziła ostre represje wobec anabaptystów. Pozbawiono ich majątków i skazano na banicję, przywódców aresztowano. Po osądzeniu i „udowodnieniu” winy utopiono ich w rzece, parodiując w ten sposób chrzest. Zabijano nawet tych, których jedynym „przestępstwem” było przysłuchiwanie się kazaniom radykalnych reformatorów. W końcu prześladowania objęły cały kraj. „Na tereny zamieszkane przez anabaptystów wysyłano uzbrojone oddziały żołnierzy, by ścigały innowierców i na miejscu zabijały ich bez żadnych rozpraw sądowych. Tych, których zastano na polach czy drogach, zabijano mieczem, złapanych w domach wieszano na futrynach lub palono wraz z całym domostwem”29. W ciągu pierwszych pięciu lat prześladowań większość przywódców anabaptystycznych zostało spalonych, ściętych lub utopionych. Na śmierć skazywano też tych, którzy nie ochrzcili swoich dzieci. Według współczesnych historyków, stopień okrucieństwa i skalę prześladowań anabaptystów można porównać z pogromem pierwszych chrześcijan przez pogan. Postronni obserwatorzy, nawet oponenci, byli pod wrażeniem modlitw, pieśni i wypowiedzi męczenników, czy to w więzieniach, czy na miejscach egzekucji. Wielu świadków wyznawało: jeśli oni nie byli chrześcijanami, to nie ma na świecie chrześcijan. Tych, którzy zdołali uciec, tropiono z psami jak dziką zwierzynę. Urządzano wręcz polowania. Przeklinano ich i oczerniano, pomawiając o najgorsze rzeczy. Karano wszystkich, którzy dawali im schronienie. Swoją czarną kartę ma też Kościół Anglii. Tam w XVI wieku wyłonił się ruch reformatorski, który chciał oczyszczenia doktryny z naleciałości tradycji. Zwolenników ruchu nazwano purytanami (łac. purus — czysty)30. Kościół rozprawiał się z nimi w okrutny sposób. Purytanów przywiązywano podczas odpływu do bali umieszczonych na brzegu morskim. W czasie przypływu prześladowcy krążyli wokół ofiar na łodziach, obiecując uwolnienie w zamian za wyparcie się wiary. Z radością obserwowali ich śmierć przez powolne zatapianie. Ci, którym udało się uciec przed męczeńską śmiercią, znaleźli schronienie w Holandii. Stąd w 1620 roku wypłynął do Ameryki statek Mayflower z tzw. ojcami pielgrzymami na pokładzie, którzy szukali wolności sumienia na nowym kontynencie. Zwolennicy radykalnej reformacji wszędzie spotykali się z niechęcią i prześladowaniami. Ich dzieje przez stulecia skrywały archiwa Niemiec, Austrii, Szwajcarii, Holandii i Anglii. Dopiero w naszych czasach odtworzono ich historię. Ale o ich życiu i postawie dużo wcześniej mówił sam Jezus: „Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie się i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami”31. Katarzyna Lewkowicz-Siejka 1 Hbr 11,37-38. 2 Zob. Ap 12,6. 3 Hbr 11,35-36.26. 4 II Kor 6,14. 5 W. Polok, Bohaterowie wiary, ChIWZC, Warszawa 1990. 6 I J 3,12. 7 Mt 23,35. 8 Mt 24,9. 9 Zob. Mt 24,10. 10 Dz 20,29-30. 11 Dz 20,31. 12 W. Polok, Quo vadis munde, ChIWZC, Warszawa 2003, cz. II, r. 10. 13 Tamże. 14 W. Polok, Bohaterowie wiary, s. 15. 15 Zob. Wj 20,10-11. 16 Zob. Ef 2,8-9. Średniowieczny Kościół głosił zbawienie z uczynków, czego przejawem było m.in. wprowadzenie odpustów. Handel nimi bezpośrednio przyczynił się do protestu części duchowieństwa i wywołał XVI-wieczną reformację. 17 Zob. I Tm 2,5. 18 Dogmat o przeistoczeniu chleba i wina w prawdziwe ciało i krew Chrystusa został wprowadzony przez sobór laterański w 1215 roku. Teoria ta pojawiła się już w IX wieku, ale wtedy napotkała silny opór teologów. 19 Zob. I P 2,9. 20 Apostołowie nie spowiadali (zob. Dz 8,22). Spowiedź uszną Kościół ustanowił w XIII wieku. 21 Za: W. Polok, Szkice z dziejów chrześcijaństwa, ChIWZC, Warszawa 1994. 22 W XIII i XIV wieku waldensi pojawili się w Polsce, ale zwalczyła ich inkwizycja. 23 Za historykiem Bossuetem najczęściej podaje się, że ruch waldensów zapoczątkował w XII wieku Piotr Waldo, od którego misjonarze mieli wziąć swą nazwę. Ale materiały źródłowe wskazują na to, że dużo wcześniej istniała grupa włoskich waldensów (tzw. Biedni z Lombardii), z którymi później połączyli się tzw. Biedni z Lyonu. 24 Jud 3. 25 Ogłoszony w 1598 roku przez francuskiego króla Henryka IV edykt nantejski dawał swobodę wyznania hugenotom. Edykt został odwołany w 1685 roku przez Ludwika XIV, co doprowadziło do wznowienia prześladowań protestantów. 26 W. Polok, Bohaterowie wiary, s. 23. 27 Tamże, s. 33. 28 Jedno z czterech podstawowych haseł Wielkiej Reformacji (sola scriptura) obok: „tylko wiara” (sola fide), „tylko łaska” (sola gratia), „tylko Chrystus” (solus Christus). 29 W. Polok, Quo vadis munde, cz. II, r. 5. 30 Ruch purytański był dość zróżnicowany. Prześladowania dotyczyły szczególnie tych wyznawców, którzy w dążeniu do oczyszczenia Kościoła anglikańskiego mocno opierali się na Biblii. Część purytanów przestrzegała dziesięciu przykazań z sobotą jako dniem świętym włącznie. 31 Mt 5,11-12. |